Miażdżyca w Polsce zbiera żniwo. Nowoczesne terapie dostępne tylko dla nielicznych

Miażdżyca wielopoziomowa zabija po cichu, zanim zdążymy zareagować. Choć medycyna zna sposoby, by powstrzymać jej rozwój, tysiące pacjentów w Polsce wciąż umiera tylko dlatego, że nowoczesne leczenie dostępne jest zbyt późno – albo wcale.
Mężczyzna z problemem z sercem /Fot. Freepik

Mężczyzna z problemem z sercem /Fot. Freepik

Każdego roku w Polsce z powodu chorób układu krążenia umiera ponad 160 tys. osób. Najpoważniejsza z nich – miażdżyca wielopoziomowa – rozwija się bezobjawowo, by nagle uderzyć z całą mocą: zawałem, udarem albo amputacją kończyny. Dotyka jednocześnie kilku obszarów naczyniowych – najczęściej tętnic wieńcowych, szyjnych i kończyn dolnych – i wymaga całościowego, interdyscyplinarnego podejścia.

Czytaj też: Medyczny odkurzacz ratuje serce. Wyjątkowy zabieg w Katowicach

Dr hab. n. med. Krzysztof Dyrbuś z III Katedry i Kliniki Kardiologii Śląskiego Uniwersytetu Medycznego oraz Śląskiego Centrum Chorób Serca mówi:

Podstawową przyczyną incydentów sercowo-naczyniowych jest miażdżyca tętnic. To proces ogólnoustrojowy – nie ogranicza się do jednego narządu. Dlatego musimy leczyć pacjenta holistycznie, traktując jego organizm jako całość.

Według danych WHO i raportu Global Burden of Disease 2023, Polska wciąż pozostaje krajem wysokiego ryzyka sercowo-naczyniowego. Wskaźniki zgonów i lat życia skorygowanych niepełnosprawnością są nawet trzykrotnie wyższe niż w Europie Zachodniej. Szczególnie dramatyczna jest liczba amputacji kończyn dolnych (około 9000 rocznie) oraz śmiertelność po udarze niedokrwiennym – aż 30 proc. pacjentów nie przeżywa roku od incydentu.

Miażdżyca zabija po cichu, ale można tego uniknąć

Choć czynników ryzyka miażdżycy jest wiele, takich jak dieta, nadciśnienie czy cukrzyca, jednym z najłatwiej modyfikowalnych jest poziom LDL, czyli tzw. „złego cholesterolu”. Właśnie jego intensywne obniżenie może decydować o tym, czy pacjent doświadczy incydentu sercowo-naczyniowego, czy nie.

Czytaj też: Nie tylko serce – statyny mogą chronić także mózg

Prof. dr hab. n. med. Maciej Banach z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, prezes Polskiego Towarzystwa Lipidologicznego, mówi:

Obniżenie stężenia LDL-C stabilizuje blaszkę miażdżycową, zmniejsza jej objętość i ryzyko pęknięcia, a tym samym – ryzyko zawału czy udaru. Co więcej, im wcześniej podejmiemy leczenie, tym większa szansa na zatrzymanie, a nawet cofnięcie rozwoju choroby.

A jednak w Polsce nawet 21 mln osób zmaga się z hipercholesterolemią, a osiągnięcie celów terapeutycznych to wciąż rzadkość. Badanie Da Vinci pokazało, że tylko 24 proc. pacjentów osiąga docelowy poziom LDL. W grupie ekstremalnego ryzyka to zaledwie 8 proc. Szczególnie niebezpieczna i często nierozpoznana jest rodzinna hipercholesterolemia – najczęstsza dziedziczna choroba układu krążenia. Szacuje się, że w Polsce dotyczy nawet 150 tys. osób, ale rozpoznano ją u zaledwie kilku procent z nich.

Miażdżyca – zdjęcie poglądowe /Fot. materiały prasowe

Prof. dr hab. n. med. Marlena Broncel z Uniwersytetu Medycznego w Łodzi wyjaśnia:

Rodzinna hipercholesterolemia to bomba z opóźnionym zapłonem. Bez leczenia wiąże się z 20-krotnie wyższym ryzykiem zawału – i to już w trzeciej dekadzie życia. Co gorsza, zagrożenie może obejmować całe rodziny.

Nowoczesne leki – takie jak inhibitory PCSK9 czy inklisiran – są refundowane w ramach programu B.101. Choć stworzono go po to, by dać pacjentom dostęp do zaawansowanych terapii hipolipemizujących, realna liczba korzystających z niego chorych jest zatrważająco niska. W pierwszym kwartale 2024 r. było to zaledwie 1142 osób. Dlaczego?

Główne przeszkody to zbyt wysokie progi kwalifikacji – pacjent musi przejść aż dwa poważne incydenty sercowo-naczyniowe, by uzyskać dostęp do leczenia. Kryteria wykluczają także osoby z niezdiagnozowaną genetycznie hipercholesterolemią, co przy braku refundacji testów genetycznych staje się błędnym kołem. Problemem jest też ograniczenie dostępu do programu wyłącznie do kardiologów.

Dr hab. n. med. Krzysztof Dyrbuś apeluje:

To nieetyczne, by skuteczne leczenie było dostępne dopiero po dwóch incydentach sercowo-naczyniowych. Mamy terapie, które mogłyby uchronić tych pacjentów przed drugim – a często i pierwszym – incydentem. Musimy działać wcześniej.

Po raz pierwszy w historii sześć polskich towarzystw naukowych – kardiologiczne, lipidologiczne, diabetologiczne, neurologiczne, nefrologiczne oraz chirurgii naczyniowej – przedstawiło wspólne stanowisko i konkretne postulaty zmian w programie B.101. Chcą m.in. obniżenia progu LDL do 55 mg/dl, umożliwienia kwalifikacji po jednym incydencie, włączenia lekarzy innych specjalności i uproszczenia zasad diagnostyki rodzinnej hipercholesterolemii.

Prof. dr hab. n. med. Alina Kułakowska, prezes Polskiego Towarzystwa Neurologicznego, mówi:

Musimy zacząć leczyć chorobę miażdżycową bardziej agresywnie i nowocześnie. Polska nie może być krajem, w którym nowoczesne leczenie pozostaje dostępne tylko dla nielicznych. Mamy wiedzę, mamy narzędzia – teraz czas na decyzje.

Eksperci nie mają wątpliwości: choroby sercowo-naczyniowe nie muszą dalej dziesiątkować polskiego społeczeństwa. Dzięki skuteczniejszemu leczeniu, większemu dostępowi do nowoczesnych terapii i holistycznemu podejściu do miażdżycy wielopoziomowej można nie tylko ratować życie, ale też znacząco zmniejszyć obciążenie systemu ochrony zdrowia.

Marcin PowęskaM
Napisane przez

Marcin Powęska

Biolog, dziennikarz popularnonaukowy, redaktor naukowy Międzynarodowego Centrum Badań Oka (ICTER). Autor blisko 10 000 tekstów popularnonaukowych w portalu Interia, ponad 50 publikacji w papierowych wydaniach magazynów "Focus", "Wiedza i Życie" i "Świat Wiedzy". Obecnie pisze także na łamach OKO.press.